niedziela, 1 czerwca 2014

Cudowne olśnienie.....czyli zaczynając od początku

No i czas na pierwszego posta :D
Przede wszystkim blog ten ma być upamiętnieniem wszystkich dobrych jak i złych wspomnień z czasu życia jako Au Pair w USA (oby tylko kochani pracownicy konsulatu amerykańskiego byli 18 czerwca w szampańskich nastrojach, skorzy do rozdawania wiz :P) oraz całego procesu związanego z przygotowywaniem i wyjazdem, żebym na starość mogła moim wnukom, zamiast bajek na dobranoc, czytać perypetie niejakiej Magdy, która nie wiedząc co ma dalej robić i jak żyć po opuszczeniu murów najwspanialszej szkoły(choć kończąc tak prestiżowy kierunek, na tak renomowanej uczelni,wciąż się dziwię, że potencjalni pracodawcy nie zabijali się o moją osobę) postanowiła wyruszyć w świat szeroki. Więc (w tym miejscu Pani Strzelka powiedziałaby "nie zaczynamy zdania od więc" - chwila nostalgii), nie mając zielonego pojęcia jaki kierunek studiów obrać, a tym bardziej jakie przedmioty wpisać na deklarację maturalną, w mojej, chwilami nienormalnej, a czasami wręcz szalonej głowie, rodziły się zaskakujące, nawet dla mnie samej, pomysły. Tak więc jeszcze do grudnia ubiegłego roku usilnie oczekiwałam na przebłysk geniuszu, swego rodzaju oświecenia, które na szczęście nastąpiło, w bliżej nieokreślonym czasie i okolicznościach, mowa tu o zostaniu Au Pair . Oczywiście zanim to nastąpiło, musiałam wpierw przejść przez odrzucenie chyba wszystkich możliwych kierunków studiowania, jednak tu muszę zaznaczyć, że ekonomia i wszystko co z nią związane absolutnie w ogóle nie wchodziło w grę ( taki sobie malutki urazik z technikum ot co :)) Moja desperacja w natychmiastowym znalezieniu drogi życiowej sięgnęła tak głęboko, iż nawet brałam poważnie pod uwagę studiowanie w Niemczech ( czytaj poświęcenie roku czasu na naukę niemieckiego- WTF??? CO JA SOBIE MYŚLAŁAM????). Na szczęście wysokie koszta kursu językowego (gdyż mój niemiecki jest w opłakanym stanie, co biorąc pod uwagę, że "uczę się" go od 7 lat, mam w Niemczech rodzinę, spędzałam tam niejedne wakacje, jest zawstydzające) i utrzymania skutecznie mnie od tego planu odwiodły.
Ostatecznie sama nie jestem w stanie powiedzieć jaki i kiedy narodził się plan wyjazdu. Jedno co mogę powiedzieć na pewno to to, że na początku traktowałam to jako kolejne głupie i wygórowane marzenie, które nigdy się nie spełni ,bo ani nie będę próbować, bo niestarczy mi odwagi, bo to przecież za piękne i za łatwe ( jak się później okazało wcale takie super easy nie jest). Pamiętam dzień, a raczej już noc, kiedy zdecydowałam się, że to zrobię, oj duuużo marzeń i planów wymieniłyśmy z Martą w sms-ach ( Marta to kolejna szalona Au Pair, która jak ja zdecydowała się na stany, potem zrezygnowała na rzecz Londynu, ale znów powróciła na właściwe tory - ale to odrębna i dłuższa historia, ciekawa, ale może kiedyś). Postanowienie było, ale szczerze przyznam, że było dość sporo momentów, gdzie odzywał się mój wewnętrzny "cykor" i wahałam się czy czasem nie pojechać jednak do Londynu- tam będzie Marta ( i znów przez nią :P ale cieszę się, że poszłam własną drogą bo dzięki temu teraz obie będziemy terroryzować biednych Amerykanów) i bliżej do domu jak się coś stanie.
Feriowe spotkanie z najwspanialszą konsultantką na świecie, serdecznie pozdrawiam Anię, rozwiało wszelkie wątpliwości. Po nim poczułam, że USA to moja przystań, miejsce mojego przeznaczenia gdzie wszystko się zmieni tylko jeszcze nie wiem czy na lepsze czy gorsze. Powiedziałam sobie, że jak skakać to od razu na głęboką wodę, a co :))
Tak właśnie wyglądał cały, długi proces podjęcia decyzji o zostaniu AuPair in America. Wiele wątpliwości i obaw, ale wiem, że nieuniknionych przy tak poważnej decyzji.



Debiut zaliczony :D Liczę na to, że będzie coraz lepiej, gdyż prowadzenie czegokolwiek, oprócz FB na którym też się za dużo nie udzielałam, jest dla mnie nowością. Po przyjeździe do Stanów mam w planie założyć jeszcze inne konta na portalach, ale to dopiero jak już będę mogła się czymś więcej z wami podzielić.        

3 komentarze:

  1. Jak już podjęłaś decyzję to wszystko pójdzie z górki. Co prawda potrzeba do tego dużo cierpliwości, ale nagroda za te wszystkie trudy jest chyba najlepsza i najbardziej motywująca, także powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zwłaszcza, jak się już przejdzie przez ten cały etap wypełniania i poszukiwanie rodzinki :) ja już mam swój Perfect Match, opisze go później, bo najpierw chciałam od początku, chronologicznie uzupełniać bloga :D Tobie również powodzenia życzę :))

      Usuń
    2. ano tak, przecież wizy bez rodziny nie dostaniesz. ma to sens :D czekam w takim razie na całą resztę :)

      Usuń